Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
173

nioną. Obiecywałeś mi pan złote góry, jeżeli ci się usunę z drogi.
— Ehe — i cóż?
— Otóż teraz gotów jestem... przyjąć pańską propozycyę.
— Proszę! I czegóż wasan żądasz za to cenne ustąpienie z placu?
— Wiesz pan aż nadto dobrze, że Wolski jest najzupełniej niewinny, lecz pozory, a raczej nikczemnicy, przemawiają przeciwko niemu. Praca jego będzie uniemożliwiona. Zadadzą mu tutaj śmierć moralną. Uwolnij go pan od tego hańbiącego zarzutu.
Hrabia Nastawa roześmiał się szczerze.
— Śmiejesz się pan?
— Śmieję się z tej pańskiej romantycznej propozycyi.
— Dla czego?
— Nie ja tu jestem oskarżycielem, nie ja sędzią, nie ja instancyą karzącą, albo uniewinniającą. Jeżeli jest winien, to go sąd, złożony z istnych pereł świata duchownego, z profesorów uniwersytetu i ludzi pierwszorzędnej w zawodzie prawniczym wartości — potępi. Jeżeli jest niewinny, to go ci ludzie napewno oczyszczą.
— Powinieneś pan jeszcze głośniej roześmiać się z tej swojej obłudnej mowy.
— Przypuszczam, wnosząc z przebiegu sprawy, że go jednakże ten sąd nie będzie mógł oczyścić.
— I ja tak sądzę, wnosząc z usposobienia sędziów.