Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.
237

dzonych do rzeźni, — panienkę, co przemyciła do cyrkułowego więzienia butelkę wódki i nieco wytrychów dla kochanka, — dwoje dzieci, przyłapanych na występku żebrania, w niewiarogodnie brudnych i cuchnących łachmanach, — jegomościa w pewnym wieku i spłaszczonym cylindrze, wypierającego się zarzucanych mu „kalumnii“ w sposób przekonywujący i nawet prawdopodobny, — żyda starego jak świat z jakiemiś rupieciami w tobołku, — dwu włóczęgów o twarzach wesołych, jak wiosenne słońce, i brudnych, jak święta ziemia w jesieni...
Instytut napełnił się po brzegi. Zrobiło się ciasno i niewiarogodnie smrodliwie. Poproszono Bezmiana, żeby wstał i usunął się z ławy, gdyż „publika“ nie ma gdzie siedzieć. Publika w istocie domagała się swego polskiego prawa do zasiadania na ławie w cyrkule. „Ustaw“ uznał słuszność tego żądania, posunął się na sam brzeżek i stamtąd patrzał na rozwój wypadków.
W tłumie, który się wciąż powiększał i odmieniał, ze zdziwieniem zobaczył stryjeczną siostrę Piotra Rozłuckiego, panią „Kamę“ Darzewską. Weszła w tłum i przecisnęła się aż do środka. Raz tylko rzuciła okiem w stronę Bezmiana, ale udawała, że go nie widzi. Radość na widok „siostrzyczki“, tego bożego promienia na ziemi rozlała się po kosteczkach bezmianowych, jak kordyał błogosławiony. Nie mógł zrozumieć, po co przyszła o tak wczesnej godzinie do tego cyrkułu. Dowiedział się niebawem. Pani Kama niby to czekała w tłumie na swoją kolej, nudząc się tem czekaniem i narzekając