Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.
238

przed sąsiadami na taką konieczność. W trakcie tego zbliżyła się do Bezmiana w taki sposób, że niepostrzeżenie dla nikogo sekretnym ruchem mogła mu wręczyć jakąś kopertę. Zaraz potem znowu poczęła narzekać, niecierpliwie się, głośno skarżyć, poruszać, przepychać, aż dotarła do „pana naczelnika“ i wyjednała sobie jakieś czegoś poświadczenie. Poczem znikła. Bezmian zainteresował się, coteż mu wręczyła. Znalazł w kopercie sto kilkadziesiąt rubli i maleńką karteczkę, pisaną najdrobniejszym makiem. To ostatnie było dla niego najważniejsze, bo zawierało instrukcyę, co się stało tejże nocy i czego się trzymać w odpowiedziach. Po upływie paru godzin harmidru, gdy klienci byli sprawiedliwie osądzeni w przeważnej większości do miejscowego „ula“, Bezmiana zapakowano do karetki i w towarzystwie wyżej powołanego katolika w uniformie stójkowego dokądś odwieziono. Wysiadłszy z pojazdu, mijał schody, sienie i przedpokoje, aż wreszcie znalazł się u celu, to jest w izbie obszerniejszej, niż cyrkułowa, z oknem zakratowanem. Pod ścianami stały szerokie ławy. Na ławach siedzieli ludzie niewyspani, stroskanemi patrzący oczyma. Widok tej sali, — o, dziwna logiko uczuć dziecka polskiego narodu! — Gustawa Bezmiana głęboko ucieszył i szczerze wzruszył. Przypomniała się studencka, bujna młodość, pierwsze aresztowanie i pierwsza noc w więzieniu. Niepostrzeżenie począł podpatrywać ludzi siedzących i z wprawą bywalca odróżniać złych od „uciśnionych“. Ale to segregowanie nie mogło trwać długo, bo lokal za-