Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
24

i klasztory gotyckie? Czy legną kiedy w pospólnej ruinie i nie wstaną już nigdy, ku męczarni tej ziemi ubogiej, bożyszcza wschodu i bożyszcza zachodu, walczące między sobą na śmierć w imieniu cichej miłości baranka bożego?... Któż męstwo najwytrwalsze i poświęcenie jedyne na świecie skieruje ku dobru rzeczywistemu?
Gdy wieczór zapadł, Piotr powrócił do zajazdu, gdzie się był zatrzymał, — trafił do swego numeru po karkołomnych schodach i wnet zasnął. Nazajutrz około godziny jedenastej najął konie i pojechał do Zatoki. Gdy miał zjeżdżać z wysokiego, drohiczyńskiego wzgórza, woźnica pokazał mu w dali ledwie szarzejące kępy drzew i wyśpiewał:
— On-dzie Zatoka...
Piotr z uśmiechem przypatrzył się tym drzewom, jako zrealizowaniu niewiarogodnego zamysłu i w zupełnej już obojętności poddał się losowi, który sobie sam zgotował. Było już popołudniu, kiedy zwinne szkapki drohiczyńskiego mieszczanina podwiozły go do starej lipowej alei. Mijając bramę wjazdową, Piotr przebierał w myśli różne frazesy, mające tłomaczyć powód jego przybycia, ale ostatecznie na żaden nie mógł się zdecydować. Postanowił tedy postępować bez żadnego programu. Zobaczył przed sobą dwór murowany, szeroko rozsiadły, z dwiema na rogach basztami, które czyniły wrażenie, jakby ich budowniczy rozpędził się do stawiania „pałacu“, lecz uląkł się własnej myśli i poprzestał na niezdecydowanych narożnikach. Po środku dworu był nieodzowny ganek i dzikie wino,