Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
26

leniwa i gorzka myśl, na co to on czeka, gdzie jest i czego chce... Znikąd wynikła pewność przeklęta, że już przenigdy na Tatjanę czekać nie będzie. Jej cień — co się często przydarzało — niemal naoczny zamajaczał w przestworzu... Nieszczęście podniosło złą swoją paszczę, jak bezsenny pies, stokroć bity batem i przyuczony do warowania w milczeniu. Uderzył je myślą, że go tu pewnie wcale nie przyjmą. Myśl była bardzo nieprzyjemna, lecz począł oswajać się z nią i przewidywać konsekwencye.
Minęło tak sporo czasu, aż wreszcie w sąsiednim salonie posadzka zcicha skrzypnęła i we drzwiach ukazał się wysoki, szczupły starszy mężczyzna. — Ubrany był starannie, posuwał się zgrabnie krokiem salonowego bywalca. Skłonił się zdaleka i z umiarkowanym gestem przychylności zbliżał do gościa. Włosy miał dość długie, już rzadkie i starannie podczernione, — twarz ogoloną i małe, po angielsku przycięte wąsy. Jego zaokrąglony żakiet, krawat i bielizna były najświeższego kroju i mody. Piotr skłonił się zdala i rzekł:
— Szanowny pan przebaczy, że ośmieliłem się przybyć tutaj dla złożenia mego uszanowania. Pragnąłem osobiście przeprosić pannę Małgorzatę Ościeniównę za przykrość, jaką jej wyrządziłem, wmięszawszy się w jej obecności w awanturę . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Piotr mówił to głosem nieswoim i śmiesznym, zgłębiając jednocześnie całą niedorzeczność fraze-