Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.
28

— Tak — uśmiechnął się gospodarz. — Przyznam się szanownemu panu, że przez pewien czas żyliśmy wskutek tego wypadku pod grozą konsekwencyi.
— Jakich?
Pan Oścień nachylił się i rzekł zcicha, jakgdyby ktoś podsłuchiwał tę rozmowę:
— Mogło to pociągnąć Bóg wie jakie następstwa. Mogło zgubić moją córkę.
— Nie bardzo rozumiem, co mianowicie?
— Czyż ja wiem! Alboż w takich razach można pytać o logikę, prawdę i prawo? — mówił z goryczą, przymykając oczy. Wpatrzył się jednak natychmiast krótkowzrocznemi oczyma w twarz gościa z badaniem, czy ten nie weźmie mu za złe od strony miarodajnej tego, co wyraził tak śmiało i stanowczo. Piotr porzucił ten przedmiot.
— Znajduję — mówił, brnąc w niepotrzebny zapał, wyrażając w sposób pospolity i banalny to, co głęboko przepracował w sobie — że wszyscy karmimy się ostrożnością aż do zbytku uporczywie.
— Pan znajduje?
— Przecie honor ważniejszy jest, niż życie! — zdecydował, jakby to była deklaracya zupełnie nowej prawdy. Zdanie, które wygłosił, stanowiło sylogizm, okupiony przesłankami ciężkich doświadczeń, — a tak śmiesznie rozległo się w tym pokoju! To też dodał:
— Nie mówię tego przez chełpliwość, albo przez jakąś donkiszoteryę, lecz po dokładnym namyśle. Polaków jest przecie z górą dwadzieścia milio-