Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
29

nów — począł mówić z naciskiem, lecz dał pokój dalszemu ciągowi.
Pan Oścień słuchał tych zdań z dyplomatyczną ostrożnością. To się zlekka marszczył, spod oka patrzył na tego szczególnego oficera w rosyjskim mundurze, — to się uśmiechał ironicznie pod swym przystrzyżonym wąsem.
— Tak to się mówi — westchnął z pobłażliwością — gdy się jest młodym, jak szanowny pan. Rozumiem szlachetną młodość i piękne jej uniesienia. Rosya, Rosya! szanowny panie... Mocarstwo, milion z górą bagnetów, półtorasta milionów narodu... A cóż my? — Miazga, „stado rozbite przez wilki“, jak doskonale powiedział Kraszewski w „Rachunkach“.
Piotr usłyszał w tych wywodach jakby sformułowane powtórzenie dawnych swoich poglądów i mniemań. Stracił chęć do ich zbijania. Pan Oścień przyszedł mu z pomocą, zamykając rzecz słowami:
— Zresztą każdy ma swój sposób zapatrywania się na te kwestye...
Jednocześnie nacisnął dzwonek. Wszedł rozczochrany lokaj we fraku.
— Niech-no Maciejunio poprosi panienkę do małego salonu... — rzekł pan Oścień do owego indywiduum.
Rozłucki poczuł żywe zaciekawienie. Miała się rozwikłać sprawa, dla której przyjechał. Usiłował mówić jeszcze na temat wyżej poruszony, ale były to poplątane myśli w jakichś powyrywanych i postrzyżonych słowach. Tymczasem skądś, z głębi