Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
33

zajścia, miałaby cały szereg pytań, żądań wyjaśnienia sytuacyi i swoich uwag niemało, — ale na to wszystko nie pozwalał kodeks, który stał się jej drugą naturą, tak dalece mu podlegała. Piotr dojrzał to inne głębokie życie, płynące pod zewnętrzną powłoką, ukryte za mniemanym spokojem twarzy i ruchów. Bawił go widok tych dwu sił tak widocznych w sposobie zachowania się tej młodej panny, równych co do mocy, a opanowanych jedna przez drugą, — siły wychowania i siły wewnętrznej, niesfornej, jak kręta i wartka rzeka.
— Nie jest to widmo z tragedyi, nie jest to postać ukazująca się we snach, lecz i nie gąska — myślał sam dla siebie, pomiędzy sentencyami, które formowały się i układały w zdania.
Pan Oścień uprzejmie zapytał:
— Szanowny pan był łaskaw, jak słyszałem, przybyć tutaj z Drohiczyna?
— Tak jest.
— Najętemi końmi?
— Tak.
— Pozwolę sobie odesłać te konie, a pana prosić na nasz wiejski, skromny obiad.
Piotr skłonił się i wycedził należny frazes dziękczynny za zaproszenie. Gruby pan Wolski wstał ze swego miejsca i na migi porozumiał się z gospodarzem domu, że on załatwi odprawienie furmanki. Z tem znikł za drzwiami. Słychać było na ganku jego głos, jak dzwon kościelny. Piotr uczuł się w domowem powietrzu, jak po przyjeździe do Polski, jak w domu dziada.