Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
34

Przemknęła myśl w gorzkim śmiechu:
— I to dla tej panienki tak straszliwie skrzywdziłem Tatjanę, że aż rzuciła się w ramiona Roszowa! Po cóż to zrobiłem? Kto mi kazał? Jakże się to stało?
Pan Wolski wrócił do pokoju. Siadł na swem krześle, jęczącem zcicha, zdało się, już gdy się zbliżał — i nachylony do Piotra z niezgłębionem współubolewaniem powiedział dosyć głośno:
— Musi też pan być i głodny potężnie...
Piotr zaprzeczył. Panna Marzeńka i jej ojciec roześmieli się zcicha, jednocześnie. Pan Oścień wyjaśnił:
— Ksiądz Wolski lituje się tak nad panem zupełnie podstępnie, bo sam już głodem przymiera.
— Pan jest księdzem? — zapytał Piotr.
— A dyć tak, — choć to i tonsura zarosła i z sutanny wypływam wszystkiemi szwami.
— Ksiądz Wolski był moim nauczycielem religii w Warszawie... — powiedziała panna Małgorzata.
— A teraz siedzę tu u państwa na łaskawym chlebie — dorzucił sam duchowny z goryczą, kręcąc palcami swego młynka i wstydliwie przymykając powieki. Mimo tych niewesołych słów żartobliwy i mądry uśmiech okalał jego karminowe usta.
Wszedł lokajczyk i poprosił do stołu.
Jadalnia znajdowała się po drugiej stronie sieni wejściowej. Był to pokój niski i wąski z rozmaitemi drzwiczkami, prowadzącemi do zakamarków