Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
39

lazł nie tylko przyjęcie życzliwe, lecz jakby miejsce oczekujące? Mnie się wydaje, że tyle właśnie świętości, ileśmy ze siebie wydali, odnosi nam w niewiadomym dniu i w sposób niepojęty jakowaś siła wszystko pamiętająca, jakgdyby czyjś czujny poseł.
— Może to jest tasama siła, która jest w nas, która się w nas rozdwaja i samej sobie z uśmiechem dobrotliwym przypatruje.
— Znowu swoje!
— Bo sami zapewne stwarzamy sobie tę moralną nagrodę — w chwili dobrotliwego na rzeczy spojrzenia. Kiedyś może prawa społeczne tak się rozwiną i rozszerzą, że obejmą wszelkie istnienie. Może wówczas szlachetny uczynek znajdzie swe zrozumienie i niewątpliwy organ. Ale dziś — jakże samotnym jest człowiek!
— O, kiedyś! Zawsze — kiedyś tam! Ja, panie, jestem człowiek niepobłażliwy. Patrzę w dzień dzisiejszy, bo dziś żyję.. Może to wytwarza to moje końskie zdrowie, ten iście bestyalski apetyt, no i ta tusza z piekła rodem, której niczem pokonać, ani nawet zmniejszyć nie sposób.
— Dziś — rzadko się widzi dowody nagrody za cnotę. Prędzej karę właśnie za cnotę. Nagroda może tam gdzie istnieje, ale strasznie długo trzeba na nią czekać. Oczywiście, o ile kto czeka na nagrodę za ową cnotę.
— A pan nie?
— Ja nie.
— Ejże!
— Cnota jeżeli jest sobą, to nie może mieć na-