Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
42

drugi koniec ogrodu, co przy mym apetycie i zdrowiu jest konieczne. Otóż, gdy mię ci podglądacze ujrzą w towarzystwie takiej czapki, takiego kołnierza, szlif i guzików, to sobie dopiero choć z dzień, ze dwa odsapnę! A zasie!
Och, w takim razie służę szanownemu panu nie tylko czapką, kołnierzem i szlifami, ale nawet pałaszem.
O, nie! Za pałasz dziękuję! Żeby znowu tak nie było, jak z panną, z Małgorzatą... Wypraszam sobie! Ale z drugiej strony rzeczy biorąc, czy znowu panu dobrze będzie pokazywać się w towarzystwie tej mojej sukienki, choć tak krótka i wyświechtana?
— Nic ona mi nie zaszkodzi.
— Bo to, wie pan, tych tam ciekawskich zaraz to zainteresuje, co to znowu za oficer, co z klechą paraduje po nadbużańskich przestworach? Nie poprzestanie się na prostej ciekawości, lecz zaraz sięgnie do źródła: a kto, a skąd, a po co? To są strony nader czujnie opatrzone w informacye. Nic się tu przed czujnością jakichś oczu i uszu nie ukryje.
— Raz powieszonemu już, podobno, drugi stryczek nie szkodzi na zdrowie. Więc się nie boję.
— No, skoro tak, to chodźmy! — zdecydował ksiądz Wolski, ciężko powstając z kanapki.
Zeszli w dziedziniec. Ksiądz wielkim krokiem udał się do bocznego skrzydła dworu, ażeby uwiadomić pannę Małgorzatę o projekcie spaceru. Niebawem wyszła w towarzystwie jednej z dziewic