Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.
48

koła była sucha łączka. Tam usadowiło się towarzystwo. Lecz po niedługim spoczynku ksiądz Wolski poszedł do młynarza znowu w jakimś interesie. Stara panna Natalia poczęła zbierać kwiaty i oddaliła się dosyć znacznie. Piotr został sam na sam z panną Małgorzatą. Miał jej tyle do powiedzenia, a nie mógł teraz skleić ani jednego okresu. Rozmawiał wciąż, to prawda, lecz o rzeczach banalnych. Zadał kilka pytań, tych właśnie, z któremi tu przyjechał, zaczerpniętych z dziedziny ducha, gdy ze sobą w męczarni obcowali. Lecz po kilku odpowiedziach przekonał się, że ta wroga siła, która do niego, gdy był po śmierci Tatjany chory i zabity, przychodziła na sąd, ta dusza tragiczna, która mu obce jakieś przynosiła słowa — i panna Małgorzata, siedząca na murawie z przepisanym wdziękiem, to są dwa zupełnie odmienne byty. Zadawał sobie pytanie, jakimże to sposobem tamta miała świadomość myśli przeklętych, które nie były jego własnemi myślami, lecz jakby zewnętrznemi krzykami nieszczęścia, — i jakimże to sposobem tamta obwieszczała to, o czem rzeczywista nic a nic nie wie. Chciał skorzystać z nadarzającej się sposobności i poprostu otwarcie powiedzieć, o co chodzi. Zaczął tedy wyjaśniać rzecz, jąkając się i mocując ze słowami trudnemi. Przypomniał zdarzenie na balu z wachlarzem... Powiedział parę słów o Tatjanie... Panna Małgorzata zmięszała się, mocno zarumieniła, lecz wkrótce opanowała swe wzruszenie. Okazało się, że zrozumiała to, co Piotr mówił, poprostu jako manewr flirciarski, jako wybieg zręcznego bawi-