damka. Przyjęła to wszystko dosyć przychylnie. Oczy jej stały się weselsze, zaraz też powłóczystsze były spojrzenia, lecz tyle tylko, ile należy. Słuchała, gdy Piotr poprawiał swój wykład i starał się wyjaśnić tajną grę duchowego procesu w swej tragedyi, — spuszczała głowę i przybierała na twarz piękny uśmiech. Później, jakby pragnąc mu się wywzajemnić za te usiłowania zawarcia bliższej znajomości, poczęła oględnie mówić o swych sympatyach dla duszy rosyjskiej, dla szczerości, prawdziwości, która tę duszę cechuje w przeciwieństwie do wiecznej maski, nałożonej na serce europejskie przez obłudny cant kultury. Nie pokazując tego po sobie, Piotr śmiał się serdecznie. Spostrzegł, że sprawa wyjaśnień do szczętu się zagmatwała. Dał pokój zwierzeniom. Frazes o szczerości duszy rosyjskiej popchnął go na pustynię jego samotnych przeżyć i najfatalniej sprzeciwiał się ich biegowi.
Nadszedł właśnie ksiądz Wolski. Młynarczyk w wystrzępionych majtkach niósł za nim donicę z mlekiem i chleb razowy. Wesoło spożyto ów specyał, a ponieważ miało się już pod wieczór, wrócono tąsamą ścieżką do uwiązanego konika. Ksiądz poganiał, gdyż, jak wyśmiewały się zeń obiedwie panny, lęka się, żeby nie chybić na kolacyę. Przybyto też do dworu znacznie przed tym ważnym terminem. Gdy panny odeszły, Piotr został znowu na łasce „proboszcza“. Ten zaproponował przechadzkę po ogrodzie. Zachód już się zbliżał i piękne światło sierpniowe łagodnie igrało na piasku starych alei. Ogród spływał po pochyłości stro-
Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.
49