Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
50

mego wzgórza, na którem dwór się wznosił. Dosyć długo spacerowali w milczeniu. Piotr udał, że wraca do porzuconego tematu „zagadnień“. Począł wysuwać, jakby miotać na przynętę, myśli, nie swoje własne, lecz kursujące po umysłach, rodzaj numizmatów, budzących zaciekawienie ogólne. Judził tedy Wolskiego twierdzeniami, że koncepcya jedynobóstwa jest tylko uczuciem, wyłowionem ze wszechświata zjawisk przez samotność ludzką, — że jest ideałem potęgi, który człowiek wymarzył, ażeby za jego pośrednictwem wtargnąć do niebios i posiąść wiekuistą swoją chimerę, nieśmiertelność — i t. d. Ksiądz szedł obok niego, sapiąc i kiwając kiedyniekiedy głową na znak, że już to sto tysięcy razy słyszał i że oficer dobrze wydaje lekcyę. Rozłucki, podniecony tą jego obojętnością i własną wymową, dowodził, że nigdy jeszcze żadna z nauk ścisłych nie wykryła dobrego albo złego zamiaru w jakiemkolwiek zjawisku natury, że tedy...
Ksiądz mu przerwał:
— Nauk ścisłych nie znam, bo jestem właśnie i jak na złość — nieuk. Niechże się też pan nie męczy nadaremnie. Mnie pan nie przekona, bo Bóg mojej duszy nie jest wcale jakimś wynikiem dociekania naukowego, lecz poprostu władcą praw moralnych mojego sumienia. Cóż pan poradzi na takie wewnętrzne położenie?
— Bóg pańskiego sumienia jest dla mnie świętością, lecz skoro pan poczyna szerzyć po świecie naukę o tym swoim świecie wewnętrznym, to ja muszę przykładać do niej naukowe probierze.