samym więcej władzy, niż on sam? I woła w bezmiary: O, Boże! A kto też to tak bezsilnie wołał ku Bogu? To największy mocarz, tytan, który potrafił pokazać braci ludzkiej noc i poranek w innej formie, a równie potężnej, jak noc i poranek natury, — który zamierzał rzeźbić góry, — człowiek, który wymyślił, wyliczył, zbudował i przepotężnie zasklepił kopułę, po której gzemsie idąc, człowiek drży z zachwycenia i trwogi.
— Dobrze. A sam ksiądz nie przeżyłeś też przypadkiem takiego cierpienia, ażeby ci się wydało, że się twój Bóg na tobie pomścił, jak śmiertelny nieprzyjaciel, — że na tobie wykonał swój plan, zamyślony od dawien dawna?
Wolski szedł przez czas pewien w głębokiem zamyśleniu, z rozstawionemi palcami rąk. Potrząsnął głową i uczciwie powiedział:
— Nie. Takiego nieszczęścia nie przeżyłem.
— Kto wyjdzie na szczyt góry Mont-Blanc, ten spostrzega, że nasze cudowne, błękitne niebo, które tak kochamy, jest to czarna otchłań...
— A pan przeżywałeś coś podobnego? — spytał Wolski ze współczuciem.
Piotr nie odpowiedział na to pytanie.
— Za to ja, — mówił ksiądz, nie mogąc doczekać się wyjaśnienia, — byłem proboszczem na głębokiej prowincyi, wśród najuboższych wieśniaków. Spowiadałem... — szeptał, kiwając głową. — A wiesz też pan, zapytam nawzajem, co znaczy takie określenie: spowiedź wielkanocna?
— Nie zupełnie.
Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.
52