Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
63

ność lasu jakgdyby zrzedła. Powiał ostrzejszy przeciąg wilgoci i zapach siana. Ksiądz zwolnił zupełnie kroku, ale jeszcze bardziej przycisnął do swych żeber ramię Piotrowe. Można było wyczuć, jak potężne serce bije gwałtownie w tem mocnem ciele. Zdjęty ciekawością Piotr podniósł na niego oczy. Lecz w tejże chwili jakiś głos cichy, jakby szeptany oddech samej nocy, ozwał się tuż przed nimi:
— Kto idzie?
Głos wyszedł z ust człowieka, stojącego tak blisko, że zdawało się jakoby mówił do ucha. Ksiądz Wolski odpowiedział półgłosem:
— „Ostra Brama“.
Wtedy tenże głos z radością wyszeptał w mroku:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
— Na wieki wieków... — rzekł Wolski.
Zarazem człowiek, który te słowa mówił, usunął się, widocznie, z drogi, gdyż obadwaj przychodnie znowu ruszyli naprzód. Rozłucki dopiero po chwili uczuł i posłyszał, że ów przed nimi idzie. Z niedosłyszalnego prawie odgłosu stąpania wywnioskował, że tamten jest bosy. Trwało to niedługo. Wnet posłyszeli szczególniejszy szelest jakgdyby wieloustego szeptu ludzkiego.
Rozłucki czuł, że przed nim znajduje się coś niezwykłego, i serce ścisnęło mu niepojęte wzruszenie, — trwoga, czy zachwyt. Wolski zatrzymał się w miejscu, zdjął nakrycie głowy i odezwał się półgłosem, lecz głośniej niż poprzednio:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!