Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
84

Hrabia mówił:
— W Tuchlebach, w Lackim Tarkowie, w Grodziszczu stoi wciąż jeszcze wojsko. Poaresztowanych wywieziono w drabinach... — mówił spokojnie, bez żadnego zgoła wzruszenia. Widać było, że on już szczegółowo zbadał zjawisko, obejrzał dokładnie wszelkie jego fenomeny i wyrobił sobie o niem sąd ścisły. Wyłuszczając jednak to wszystko, hrabia Nastawa wciąż się ociągał, uwydatniał słowa i zostawiał między jednem a drugiem luki umyślne, jakieś pauzy, więcej mówiące, niż same wyrazy. Ksiądz wstał ze swego miejsca i począł przechadzać się po pokoju, jakby zapomniał o przytomności osób tam zgromadzonych. Tarł sobie ręce, po prostacku wyciągał palce ze stawów i kołatał po posadzce obcasami butów. Wreszcie zatrzymał się przed Nastawą, który mu się dość pogardliwie przypatrywał, — i wypalił:
— No, więc cóż, panie hrabio?
Ten nie odrazu odpowiedział. Rzucił okiem na Piotra, później na pannę Małgorzatę, jakby badał stopień ich ciekawości. Ale ci obydwoje mieli oczy spuszczone i twarze ukryte w ciszy milczenia.
— Byłem już u naczelnika powiatu, — mówił Nastawa powoli i oschle. — Byłem także u naczelnika straży ziemskiej. Widziałem się z dowódzcą jazdy...
— I cóż? — nastawał ksiądz.
— Nic szczególnego.
— Ale cóż oni mówią?
— Oni mówią formuły znane mi oddawna. Nie tylko mnie znane, ale i księdzu.