— To chyba «gorącem prawem» będziemy go sądzić, jako że pojmany jest na uczynku?
— Tak, tak... gorącem prawem.
— Jaśnie dziedzicu, — rzekł jeszcze Opałka — w naszem prawie dwojako się inkwizycye prowadzą: jedne są dobrowolne, a drugie są konfesaty. Tak prawa nasze świadczą i tak przed wieki nasi ojcowie sądzili. Czy niby, w razie jeśli zbrodzień trwa w umyśle swym i afekcie podłym, czy niby, jaśnie panie, godzi się myszkę puścić?
— Co za myszkę? — rzekł pan Opadzki, krzywiąc się i strzelając w palce.
— Jeśli zbrodzień nie chce wyznać na inkwizycyach dobrowolnych świętej prawdy, jako było, tedy się bierze według sprawiedliwości myszkę, jego się na ziemi rozciągnie i do słupków obnażonego przywiąże, a tę, myszkę się w szklankę wpuści i tę szklankę do pępka mu przystawi. On ta już wtedy nic nie zatai.
— Kozę, kozę lepiej — rzekł Stępień, przymykając mądrze powieki. — Złoczyńcę się do ławy przywiąże, nogi jego słoną wodą namaże, potem kozę przywiedzie, która sól je rada, aby pięty onego złoczyńcy lizała... Który ból powiadają być okrutny bez obrażenia cielesnego.
Pan Opadzki milczał przez chwilę. Na wargach jego przemykał się uśmiech zimny i straszny.
— Ja nie wiem, moi kochani, jakie są prawa mańdeburskie. Sądźcie według świętej sprawiedliwości, jak ona każe, a patrzcie na krzywdę moją — oto wszystko.
— To my, jaśnie dziedzicu, dziś zaraz tę Radę ustanowimy?
Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya druga.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.