jak gdyby sprzeczkę toczono w języku, którego wcale nie rozumiał, i z wyrazem absolutnej obojętności badał swe paznogcie.
— Kapitan Le Gras? — rzekł generał, potężnym aktem woli tłumiąc w sobie rozszalałą pasyę i usiłując zagasić blask nienawiści w spojrzeniu. — Słucham... co za plan?
— Wczoraj nad wieczorem — zaczął mówić Le Gras — wracając z rekonesansu, po zbadaniu całej wyższej części doliny Hasli, za zbliżeniem się do wodospadu Handeck, spostrzegłem chłopa, który na zboczu góry kosił trawę. Dałem znak grenadyerom i zbliżyłem się na ich czele do podnóża tak ostrożnie, że Szwajcar nas nie dostrzegł. Zakomenderowałem pocichu, i czterech żołnierzy na cel go wzięło. Wówczas krzyknąłem, rozkazując, żeby schodził do nas bez zwłoki. Chłop oniemiał z przerażenia. Wprędce zsunął się po stromej pochyłości i stanął przed nami wylękły. Zacząłem go badać, skąd jest i co tam robił. Jest to gospodarz stąd, z Gutannen, nazywa się Fahner. Dowiedziawszy się, że idziemy z Interkirchen w górę Hasli, uciekł pospołu z innymi mieszkańcami tej wioski z bydłem i dobytkiem — w nagie góry. Na zapytanie, gdzie się obecnie ci mieszkańcy znajdują, wskazał mi ręką jakieś wertepy pod szczytami. W istocie — odgłos dzwonków, które pasterze tutejsi przywiązują do szyi krów i kóz, słyszałem niezmiernie wysoko. Począłem ściśle rozpytywać tego chłopa o ścieżki i drogi górskie, gdyż niepodobieństwem mi się wydawało zdobycie przełęczy od frontu, — jak to już raz zresztą miałem honor wczoraj zaznaczyć w twojej, obywatelu generale, przytomności.
Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya druga.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.