czują uderzeń. Przez chwilę stał na miejscu, a potem rzucił się sam w głębinę, stamtąd wyszedł na płytkie otwarte miejsce i szybko iść zaczął śród pierzchającej wody wprost na oddział Le Grasa. Gdy już był niedaleko od brzegu, podniósł karabin, zmierzył w kupę ludzi i wystrzelił. Kula przeszyła młodego żołnierza, który z jeńca austryackiego stał się grenadyerem francuskim. Wypadł on z szeregu, zwalił się, jak kloc drzewa, i trzepnął twarzą o ziemię. Stary jego towarzysz jęknął głucho i poczuł w sobie żal tak przeszywający i ból tak ogromny, jakby to jego samego kula w piersi trafiła. Tymczasem inne oddziały austryackie posuwały się brzegiem jeziora i, otrząsając się z przerażenia, zaczęły wałczyć z Francuzami. Ucichły tam wystrzały i tylko suchy szczęk bagnetów słychać było w orgii jęków. Żołnierz Matus, pochłonięty przez walkę, opuścił towarzysza i biegł ciągle w szeregu, ściskając wrogów. Na drugim brzegu jeziora, gdzie już poprzednio schroniła się część brygady austryackiej, grasowała panika. Żołnierze cisnęli na ziemię karabiny, nie poznawali dowódców i jak lunatycy wdzierali się na stromą skałę, ażeby wciąż zjeżdżać z wysokości. Całe kupy żołdactwa oszalałymi głosami wrzeszczały «pardon» — pomimo, że nieprzyjaciel wcale na nich nie nacierał. W pewnem zagłębieniu kotliny, pod urwistym występem góry tuliła się gromada, złożona z jakich trzystu tęgich chłopów, i dygotała, jak jeden chory człowiek. Wystawieni na zewnątrz, tak pchali się w tłum, że przypartym do ściany oczy wychodziły z orbit i niemal pękały klatki piersiowe. Kto mógł wydobyć rękę ze ścisku ciał — walił pięścią i odpychał sąsiada. Stary major, któremu zdarzyło się już
Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya druga.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.