uporu i konserwatyzmu. Dopiero niesłychanie baczna i systematyczna obserwacya naprowadziła go na ślad prawdy. Łaskawicz od pewnego czasu tak manewrował, ażeby «szlafkamrata» o godzinie dziesiątej wieczorem w mieszkaniu nie było, a sam o tej porze regularnie był na miejscu. Z knajpy, z wieczorku karcianego u kolegów żonatych, ze spaceru, nawet z teatru wymykał się przed dziesiątą i szybkim lotem zdążał na Smolną. Kilkakrotnie Dzierzyniecki krok w krok szedł za nim, usiłując zbadać przyczynę — i nadaremnie. Łaskawicz biegł szybko przez podwórze, wpadał na schody i siedział w mieszkaniu bez światła. Dzierzynieckiego ciekawość poprostu zjadała. Pewnej niedzieli wyszedł od Czerskiego prawie równocześnie z Łaskawiczem, tuż za nim wstąpił do sieni i, gdy tylko drzwi mieszkania się zamknęły, otworzył kluczem zatrzask i szybko wkroczył do pokoju. Zdawało mu się, że Łaskawicz zleciał na ziemię z wysokości...
— Czegóż ty, Łasek, siedzisz w ciemności? — spytał, zapalając lampę i oglądając apartament szybkiemi spojrzeniami.
— Siedź i ty po ciemku, jeżeli ci to sprawi przyjemność...
— Może zajmujesz się wywoływaniem Johna Kinga i lewitacyami... — Może bym ci przeszkadzał?
Łaskawicz zaczął od niechcenia świstać przez zęby i wygwizdał słówek dosyć niesmaczne, osobliwie gdyby je zastosować do współlokatora. Ten jednakże nie dał za wygraną i odtąd systematycznie przebywał wieczorami w domu, szczególnie zaś pilne zajęcia miał tam około godziny dziesiątej. Łaskawicz również nie
Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.