— Łaskawicz... Henryku... Łaskawicz...
Nikt mu nie odpowiedział i to go nieco bardziej rozbudziło. Usiadł na łóżku i dopiero po chwili zoryentował się, że to słychać dzwonek elektryczny.
— Henryku, — jęknął Dzierza, — idźno tam otwórz, bo mnie się... Ja nie mogę... Henryku...
Znowu nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Wtedy dopiero zrozumiał, że to właśnie Łaskawicz dzwoni. Z furyą wysunął nogi z pod kołdry, zanurzył je w pantofle, i, szukając szlafroka, jęczał:
— Cóż to za nędznik, żeby przecie tak bez ustanku dzwonić!
Potykając się, tłukąc o gzemsy i kanty, o klamki i odrzwia, wyszedł na korytarz, odciągnął zasuwkę i cofnął się do stancyi. Zdziwiło go, że Łaskawicz nie wchodzi, a dzwonek wali swoje bez przerwy. Jeszcze raz wyszedł do sionki, uchylił drzwi na schody i zawołał:
— Łaskawicz — to ty?
— Ja — odparł głos bardzo ponury.
— Właźże już nareszcie! Czegóż u licha dzwonisz?
— To nie ja dzwonię...
— Nie ty? A któż to dzwoni?
— Mojra.
— Co za Mojra?
— No, Mojra.
— Cóż ty masz w głowie, żeby się po nocy z żydówkami włóczyć.
Łaskawicz milczał i nie wchodzi! Dzierzyniecki wrócił się jeszcze raz do mieszkania, znalazł lampkę, zapałki — i ze światłem wyszedł na schody, mocno postanowiwszy wyrzucić ową Mojrę. Za drzwiami stał
Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.