Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
23
ANANKE

Miękkie, blado-płowe włoski nad jego czołem przerzedziły się już znacznie, — nie od nawału myśli zapewne, nie na znak nawet, że się żyło, lecz tak oto — z biedy «wzięły» i wylazły. Koniuszek nosa w kształcie pięty i o kolorze rędziny proszowskiej, poczerwieniał odrobinkę nie od szpagatówki nawet, lecz tak oto — może od «chlipania» w sekrecie przed wszystkimi, z łez... Uczuciowcem był pan Ignacy, egzaltował się, jak guwernantka.
Kancelaryjkę pocztową dzieliło na dwie połowy nie dosięgające sufitu przepierzenie, poza którem mieściło się prywatne mienie «naczelnika». Z za przepierzenia dolatywał zawsze tłumiony płacz dziecięcy, trąbienie, gwizdanie, tupanie, odgłosy bójek, pisk, klapsy — czasami nawet takie dźwięki i zapachy, wobec których opisu pióro się wzdryga. Pan Ignacy był ojcem dziewięciorga dziatek.
— Dziewięć numerów, proszę łaskawego pana, jak maku, che-che-che... — mawiał, przedstawiając mi już to Stasia, już Jasia, Wacia, Kazię, Manię, Józię i t. d.
Niejednokrotnie, gdy przyjechałem zbyt wcześnie i nie zastałem naczelnika, kupującego na targu masło, mleko, kartofle, kaszę i t. d., stawała w wązkich drzwiczkach przepierzenia pani naczelnikowa, dygała i usiłowała bawić mię rozmową.
Dość przymknąć oczy, aby z dziwną wyrazistością przypomnieć tę ofiarę monoandryi.
Nie sądzę, aby zdejmowała lub zmieniała kiedykolwiek stanik, połyskujący od stwardniałej warstwy wylanych nań już w odległej przeszłości płynów o przeróżnym składzie chemicznym, albo połataną spódnicę.