Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
70
DOKTÓR PIOTR

sku do płacy najemnika, p : v, pokazuje stopę wartości dodatkowej, czyli normę wyzysku. Obliczmy, proszę ojca, skrupulatnie przychód i rozchód...
Nad wieczorem dopiero skończył się zajadły spór między ojcem i synem. Obydwaj zamilkli pod wpływem tej zaciętości, co zdaje się zamykać serce tak szczelnie, jak się zamyka wieko trumny nad drogiemi zwłokami.
Stary obojętnie i z pogardą patrzał na krzątanie się doktora Piotra dokoła walizki. Od czasu do czasu szyderczy uśmiech przemykał się po jego wargach i oczy błyskały gniewem. Po długiem milczeniu wyniośle i obojętnie rzekł:
— Czy tutaj nie mógłbyś stanowczo zarobić, aby uczynić zadość głupim sentymentom?
— Nie mógłbym, proszę ojca, tak prędko, jak tego pragnę. Tam mam miejsce i płacę stosunkowo nie złą.
— Możnaby i tu znaleźć posadę. Bijakowski...
— Ja nigdy i nic wspólnego mieć nie będę z panami Bijakowskimi. Nikt mnie nigdy nie protegował, prócz moich wiadomości i pracy.
— Pisałeś mi, że cię protegował jakiś profesor, — rzekł stary oschle. — Jesteś w niezgodzie z samym sobą, znakomity filozofie.
— Nie. Profesor podał moje nazwisko, ponieważ, stosownie do żądania, miał wskazać czyjekolwiek nazwisko. Wskazał moje, bo uważał to za słuszne ze względu na moją porządną pracę i usposobienie do samodzielnych doświadczeń.
— Rzeczywiście, racya fizyka! Bijakowski również uważałby za słuszne ze względu... i tak dalej...