Strona:Stefan Żeromski - Wisła.djvu/52

Ta strona została przepisana.

wądołu wioska za wioską na jałowe wydmy Mazowsza.
Drzewa, obciążone nadmiarem śliw, grusz i jabłek, rozdziera i unosi bystra woda.
Można widzieć, jak mrowie ludzkie, przez trwogę z setki nizinnych siół przygnane w ostatnim terminie podnoszenia się fal, buduje samoswoją tamę lewego brzegu, ostatkiem sił zwozi, znosi i sypie piasek i żwir, zasłaniając rodzime niziny.
I można widzieć, jak rybak beztroskliwy, siedząc we widłach głowicy wierzby rosochatej, łapie podrywką okonie i płocie, pluskające się żwawo w łanie przebogatej, dorodnej pszenicy, po bujne, a ledwie rozwinięte kłosy zalanej zmulonemi mętami.