Strona:Stefan Żeromski - Wisła.djvu/69

Ta strona została przepisana.

W jamie czasu, ciemnej i długiej, jak więzienny loch, ciągnął i stwierdzał swe stuletnie bezkrólewie z ducha, rozpleniał i zasilał swą jedyną na ziemi, tajną, trójjedyną, zawsze tę samą Rzeczpospolitą.
Wgryzała się w jego ręce i nogi rdza łańcuchów, gniło tam i sam ciało i wyginały się kości, biły weń młoty i kusiło go odstępstwo, — sypała piasek w oczy straszliwa ohyda niesławy i nieskończona długość cierpienia.
Stało się w istocie, iż odszczepy narodu, jak dawno przepowiedział w chwili jasnowidzenia prorok nieulękły — „w obcy się naród, który nas nienawidzi, obróciły“.
Bo oto, — niema stu lat, — jak stwierdza w „Uwagach“ swych Hugo Kołłątaj, dostrzegacz pilny i świadek żarliwy, we