Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

w nos, w gardziel raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty… Zobaczyłem krew, sączącą się cienką strugą z nosa chłopa. Lalewicz bije precz, aż podskakuje… Wreszcie daje się słyszeć przejmujący, okrutny, wstrętny, obrzydliwy płacz człowieka mordowanego i nagle zakrzywione palce wpijają się w gardło gajowego. Zerwał się tedy pan Alfred i dał Obali jedno uderzenie, tak zwane ”durch”, gdzieś w brodę, — takie, że, jak to mówią, nakrył się nogami, i jak kamień wpadł w krzaki. Trochę go tam jeszcze obcasami poszturchał gajowy i wrócił do nas spocony i zarumieniony.
Chłop wstał niebawem, krwią plując i usta ocierając rękawem koszuli. Okazało się, że nawet pięciu palców, jakie tradycja na policzku ”zamalowanego” mieć chce, nie było… Wypluł się, wysapał, otarł podbite oczy i zaczął odmotywać postronek od kłonicy.
— Lalewicz, pójdziesz mi w południe do pana Biedermana i poprosisz o napisanie skargi na Obalę o kradzież desek, — rzekł uroczyście pan Alfred.
Chłop «podjął» pod nogi dziedzica.
— Doprosom się łaski, jaśnie dziedzicu!… daruj mi une deski.
— Dzisz go, «psiandsza!» (psia dusza)… amator! — zapiszczał gajowy.
— Daruj, jaśnie panie!
— Dlaczegóż to mam ci darować, mój Obala?
— Pierwszy i ostatni raz, jaśnie panie… Ni razickum tu nie beł i nie będę… Trumnę przecie trza zbić, a tu głód taki, co «okez»…
— Jaką trumnę?
— Lo chłopaka. Syn mi niby pomar, Wojtek.
— A więc kradniesz? Na trumnę nawet kradniesz? Pomyśl tylko, jakiś ty łajdak…
— A i skądże wezne? skąd wezne? — zapytał dziwnie szybko i tupiąc śmiesznie nogami. — Tu po-