Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

nie ognia. Wysoki, chudy i żylasty chłop znosił naręcza ośnieżonego drzewa i kładł je do komina. Śliczny ogień buzował w czeluści głębokiej i strzelał na izbę iskrami. Machnicki przypatrywał się palaczowi, zakrywając swą twarz i udając, że jeszcze drzemie. Chłop był w krótkim do kolan kożuchu i w grubych juchtowych butach. Z jego wyprostowanej figury i sprawnych ruchów znać było, że to dawny żołnierz. Oblicze jego było gładko wygolone, z pozostawieniem na górnej wardze krótko przyciętego wąsa. Włosy siwe były nisko przystrzyżone. Twarz i postać surowa. Palacz kładł polana w komin i, klęcząc przed ogniem, grzał od czasu do czasu zgrabiałe ręce. Po krótkim, lecz twardym śnie, Machnicki doświadczył uczucia rozkoszy. Cieszyła go myśl, że jest zdala od więzień i miast. Podobał mu się ów człowiek, klęczący przed ogniem. Pomyślał:
— To jest pewnikiem ów Michta, czy Michcik, ”wierny sługa”.
W pewnej chwili wszedł do pokoju Olbromski. Sługa wstał z kolan i zwrócił się sprawnie twarzą do dziedzica. Olbromski dał mu znak, żeby mówić pocichu, wskazując posłanie gościa. Machnicki słyszał rozmowę:
— Wyjeżdżam na polowanie w dalekie strony.
Michcik podniósł brwi i bez zdumienia, lecz ciekawie patrzał w oczy pana. Blask ognia padał na jego twarz spokojną i rozumną.
— Zajmiesz się tu sam wszystkim. Bydłu w porę zadawać, ludzi w czas budzić, młocki z uwagą pilnować, omłot dobrze mierzyć, zamykać pilnie śpichlerz, obory i stajnię.
— Długo to będzie onego polowania? — wykrztusił Michcik, jąkając się zajadle.
— Długo.
— Tydzień, dwa?
— Zapewne dłużej.