dymi jak kamień pokładami śniegu, zginął szron, różowy w promieniach słońca, co stroił suche szkielety topól, cienkie pręty porzeczek i obumarłe badyle, wystające spod śniegu. Od rana kapały z dachów wielkie, brudne krople; w powietrzu zawisły bałwany szaro-żółtej pary, przytłaczając sobą dym, tułający się po dachach. Na krańcach widnokręgu uwaliły się mgły nieprzejrzane na podobieństwo niezmiernych ciężarów, co zdołały wgnieść w ziemię i wzgórza i lasy i wsie odległe.
O godzinie pierwszej z południa pan Dominik powracał z powiatowego miasteczka wynajętą furmanką.
Chude chłopskie szkapięta brnęły w roztajałym śniegu; bose sanice docierały do gruntu i sunęły po grudzie, jak po maglownicy, albo zataczały się w wyboje i zatoki. Stary jegomość otulał się zrudziałymi szopami, nasuwał kaszkiet na oczy i ćmiąc niekosztowne cygaro, ”myślał sobie”. Jeździł niegdyś czwórką wałachów i wspaniałymi saniami, z furmanem w złotawej liberji, otulał się niegdyś kiereją, srogimi niedźwiedziami podbitą... Boże drogi! — ziemia drżała, janczary słychać było o pół mili, konie parskały, chłopy i żydy stały bez czapek... Phi... czy tam teraz jest gorzej — któż to wie? Nigdy przecie jazda saniami przez puste pola nie sprawiała mu takiej przyjemności, jak dziś, kiedy jedzie chłopskim wasągiem... W domu czeka pan doktór Piotr Cedzyna! Cha, cha!... Nuże szkapy! bierzcie się w kupę! Jeszcze tylko jeden lasek tylko mały wąwozik pod Zapłociem.
— Ciekawa historja — myśli pan Dominik — czy Piotrek zrobił i przepisał rachunki? Myślał huncwot, że mu dam łazić całymi dniami po chałupach (pewnie dziewuchy niemieckiego uczy...), i bąki zbijać. Aha... posiedź-no waćpan, mości chemiku, nad prowentowanym kalkułem, pododawaj cyferki, napisz ładnym charakterem wykazy dla pana inżyniera, wyręcz starego ojca.
Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.