Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.




PO SEDANIE

…Od sześciu dni cały szwadron dragonów pruskich ścigał szczątek naszego batalionu. Uciekaliśmy o głodzie, bez snu, na oślep, jak stadko owiec. Na nasze nieszczęście bez przerwy padał deszcz: — w lesie spać nie było można. Podeszwy kamaszów naszych przeniosły się do dziedziny wspomnień, a my, pod ich nieobecność, brnęliśmy boso po igłach i patykach leśnych, po kamieniach i piaskach. Nogi puchły od ran, — ten i ów zostawał w lesie odpocząć — kto wie, jaki go los spotykał…
Nareszcie wymknęliśmy się Prusakom na daleką odległość, dopadliśmy nad wieczorem folwarczku, ukrytego między wzgórzem a lasem… Sen będzie! Co za rozkosz nadziemska… Ta straszna potrzeba, silniejsza od obawy śmierci, zwaliła nas z nóg, jak tylko gospodarz nasłał słomy w obszernej sieni domostwa. Zasypialiśmy, nie jadłszy po długim poście, nie rozbierając się z przemokłych i gnijących łachmanów.
Ja, aczkolwiek usnąłem po bohatersku, zbudziłem się pierwszy, gdy mnie dym zakrztusił. Przysiadłem na posłaniu i przez sen zacząłem się orientować: — płomienie raziły mi oczy… Zerwałem się i jąłem ciągnąć za włosy towarzyszów. Podkurzono nas. Dym, jak z komina, tłoczył się do naszej sieni z drzwi izby sąsied-