Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszych pomyślnych próbach radjotelefonu przez ocean Atlantycki, że nadejdzie czas, w którym będzie można przesyłać energję elektryczną bez drutu na znaczne odległości. Większość samolotów, zwłaszcza turystycznych, używała dziś elektryczności bez drutu, dostarczanej przez wielkie elektrownie lądowe zapomocą odpowiednich przyrządów odbiorczych. Małe, lekkie akumulatory, umieszczone w samolotach, służyły tylko do wzbijania się w powietrze i w razie przypadku.
I „Cid“ Lecrane‘a leciał zapomocą prądu, dostarczonego z lądu. Leciał równo i spokojnie, znów więc pomiędzy narzeczonymi a pilotem zawiązała się ożywiona pogawędka.
Teraz jednak przedmiotem jej były owe dwa dziwaczne helikoptery, spostrzeżone przy odlocie z Scheveningen.
— Muszą to być — mówił Montluc — samoloty wyścigowe, jachty powietrzne nowego typu, bo tak wąskich i długich jeszcze nie widziałem.
— Nic dziwnego — odparł inżynier. — Nie zapominaj, żeśmy spędzili kilka miesięcy w Afryce, a przez ten czas musiało powstać wiele rzeczy nowych w lotnictwie europejskiem, wobec tak szybkich postępów techniki i współzawodnictwa umysłów twórczych.
— Przypuszczam jednak — rzekł na to pilot — że owe dziwadła nie są wyrobem europejskim, gdyż widziałem kręcących się przy nich Azjatów.