Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Znicz zbladł śmiertelnie, a Parker pobiegł z przekleństwem na ustach ku obrazowi, wygrażając pięścią. Tylko dr. Chwostek nie ruszał się, jak martwy, ze swego miejsca.
W tejże chwili stała się rzecz dziwna:
Z poza pleców Lecrane‘a wysunęła się ręka jego i, trzymając niewielki przedmiot, skierowała go błyskawicznie ku Mongołowi, wznoszącemu szablę do ciosu. Rozległo się ciche klaśnięcie i Mongoł, jak piorunem rażony, padł na podłogę.
— Pistolet pneumatyczny! — zawołał Parker.
Ale już Lecrane zerwał się z ławy i, odwróciwszy się ku oszołomionym Azjatom za stołem, raził ich z szaloną szybkością i pewnością ręki, jednocześnie zaś Montluc schylił nagle głowę i potężnem jej uderzeniem przewrócił na siebie stojącego po jego stronie Azjatę z szablą, a otrząsnąwszy się z tego ciężaru, przywalił go swem ciałem i uchwycił zębami za uzbrojoną rękę.
Osłupieni widzowie niespodziewanej walki dostrzegli jeszcze, że i Ela zrywa się z ławy, biegnie ku nim, słania się i pada, poczem wszystko znikło, jak sen, i przed oczyma ich widniała tylko czarna rama, a w jej głębi matowa tafla, w której odbijało się już światło nastającego dnia.
W gabinecie słychać było tylko szybkie, gwałtowne oddechy Znicza i Parkera. Ciszę przerwał znów bezdźwięczny głos dra Chwostka:
— Zawiadomić władze nasze. Niech śpieszą na spotkanie!