Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było wszakże czasu na objaśnienia, bo inny mówca stanął na estradzie.


∗             ∗

Skończyła się wreszcie uroczystość pamiątkowa, zabrzmiały z orkiestry dźwięki hymnu, podchwycone przez publiczność, a gdy ucichły, podniosły się bez szelestu, jak żaluzje, boczne ściany hali i publiczność rozsypała się swobodnie po obszernych korytarzach.
W tej chwili do wspomnianych powyżej kobiet podszedł mężczyzna rosły i wytworny w ruchach.
Gdy kroczył przez korytarz, ustępowano mu z szacunkiem z drogi, dokoła zaś rozlegały się przyjazne szepty, a nawet okrzyki powitalne.
Istotnie, otaczał go szacunek współobywateli, otaczało uznanie powszechne, bo był to Adam Znicz, jeden z twórców Federacji europejskiej, poseł warszawski do jej parlamentu i właśnie ten mówca, z którego ust padło przed chwilą tak poważne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem grożącem ze Wschodu.
Na twarzy jego malowała się powaga, a zarazem swobodna pewność siebie. Z pod pięknie zakreślonych łuków gęstych brwi, duże, szare, nieco wypukłe oczy spoglądały wzrokiem dziwnie pociągającym, choć czasami migotała w nich stanowczość błyskiem stali.
Obie kobiety, oczekujące na korytarzu, spoglądały na zbliżającego się radosnym wzrokiem du-