Mongołowie milczeli także, gdym ich pytał o powód olbrzymich przygotowań lotniczych, albo zamiast odpowiedzi wyśpiewywali swą świętą formułę: „Om mani padme hum“, którą każdy prawowierny lamaita musi powtórzyć kilkanaście tysięcy razy dziennie, aby być zbawionym, to jednak poprostu w powietrzu unosiło się hasło: „Na zachód, na zachód!“, i nie mogłem nie dosłyszeć rozmów na ten temat, prowadzonych szeptem przez młodzież mongolską podczas godzin odpoczynku. Niemal codziennie wymieniano ze czcią zabobonną jakiegoś Bełtysa lamę, a na dźwięk tego nazwiska zapał ogarniał wszystkich. Raz nawet w nocy, gdy leżałem na posłaniu w izbie obok warsztatów, a na dworze pod niebem gwiaździstem rozlegał się szmer rozmów młodych Mongołów i ktoś wymówił: Bełtys lama! — z dziesiątków może piersi wyrwał się cichym jękiem i zadrżał w powietrzu nocnem wyraz: Czandu! — w którym poznałem hasło, powtarzane często przez Azjatów przy spotkaniu z innemi samolotami azjatyckiemi w czasie mych licznych podróży poprzednich. Miałem jednak wkrótce dowiedzieć się jeszcze więcej.
Jestem mechanikiem z zamiłowania. Zwłaszcza zajmuje mnie żywo sprawa szybkości samolotów. Wciąż pracowałem nad tem i, dzięki szczęśliwemu pomysłowi, zbudowałem helikopter, przewyższający szybkością wszystkie inne systemy, jakiemi rozporządzałem na lotnisku.
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.