Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

kując, w przepastną głębię. Dokoła niego, a wkrótce powyżej ukazało się na tle nieba kilkadziesiąt maleńkich postaci. Byli to pozostali przy życiu członkowie załogi „Lwowa“, którzy, zaopatrzeni w automatycznie działające spadochrony, spadali teraz zwolna na ziemię.
Ale i strzały polskie nie chybiały celu, bo także dwa krążowniki azjatyckie spadły już potrzaskane, dwa zaś inne, ciężko uszkodzone, wycofały się z linji bojowej.
Przestrzeń pomiędzy walczącemi stronami stawała się tymczasem coraz mniejsza. Już tylko kilka kilometrów dzieliło eskadry walczące i widać było, jak eskadra azjatycka, przewyższająca jeszcze dwukrotnie eskadrę polską liczbą statków, wydłuża się coraz większym półkręgiem, starając się najwidoczniej okrążyć przeciwnika.
Nagle jednak ze wszystkich krążowników polskich trysnęły strugi gęstego dymu i, rozszerzając się i łącząc, utworzyły zasłonę, zakrywającą zupełnie eskadrę polską przed oczyma Azjatów.
Utajone chwilowo poza tym kłębiącym się murem, statki polskie zmieniły natychmiast szyk bojowy. Część ich, stanowiąca lewe skrzydło, zawróciła w mgnieniu oka ku północy, nadwerężone zaś utratą „Lwowa“ i dwóch innych jeszcze krążowników, które ciężko uszkodzone musiały opuścić linję bojową, prawe skrzydło cofnęło się za środek i wspólnie z krążownikami środka utworzyło jedną długą linję, biegnącą prostopadle ku