niejszy, i to oryginalny, zatrzymał w kieszeni, chcąc go jeszcze przejrzeć, zanim złoży do skrytki.
Myśl ta uspokoiła go znacznie.
Pani Ira i Ela zniknęły już w klatce windy, gdy stanął przy nich.
— Widziałeś — spytała pierwsza z nich męża — ciemny helikopter, odlatujący z naszego dachu?
— Tajemniczy gość jakiś! — odparł Znicz zamyślony i nacisnął guzik elektryczny.
Cicho, jak cień, zsunęła się winda w głąb domu i po chwili stanęła przed drzwiami mieszkania posła.
Za naciśnięciem pewnej gamy guzików elektrycznych, ukrytych w ozdobach odrzwi, rozwarły się podwoje mieszkania
Oswobodziwszy panie z płaszczów, Znicz wszedł do swej pracowni, a gdy zabłysło jasne, dzienne światło lampy, obrzucił okiem badawczem pokój. Wszystko było w porządku. Papiery i książki leżały na biurku tak, jak je zostawił. Meble stały na miejscach swoich nieruszone. Podszedł do biurka i nacisnął guzik, ukryty pod jego powierzchnią. Wisząca zboku na ścianie półka, zastawiona artystycznemi drobiazgami, posunęła się wgórę. Wówczas dotknął ręką ściany pod nią. Odchyliły się niewidoczne przedtem drzwiczki, wydając dźwięk metaliczny. We wgłębieniu ukazała się skrytka.
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.