Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XI.
KLĘSKA EUROPY.

Na całym olbrzymim froncie od Dźwiny do Dniestru toczyła się bitwa, wobec której najgroźniejsze chwile wielkiej czteroletniej wojny światowej mogły uchodzić za błahostkę.
Bitwa w powietrzu i na ziemi, bitwa ptaków drapieżnych i bestyj leśnych, lecz obdarzonych rozumem, zdolnością tworzenia, sposobami ujarzmiania sił przyrody.
Walczyły o lepsze gazy i płyny trujące, dalekonośne działa pneumatyczne, czołgi-olbrzymy, promienie palące, potworne postacie ludzi, zakapturzonych od stóp do głowy, fantastyczne okręty powietrzne i lekkie, jak jaskółki, samoloty, a wszystko to dyszące żądzą powalenia przeciwnika.
Miasto-olbrzym wrzało od świtu do późnej nocy. Nieskończonemi szeregami przeciągały nad niem okręty powietrzne, bądź to dążące na front, bądź to przewożące w głąb Europy rannych i chorych z frontu. Bez przerwy dudniły samochody; mknęły pociągi elektryczne, dowożące żywność, broń