tylko w wielkich hotelach i zamożnych domach, oswobadzały teraz codziennie ze skrupulatną dokładnością ulice i place ze wszelkich brudów, wpychając pył zebrany do rur podziemnych, skąd dostawał się, pędzony przez prąd powietrza, do palenisk elektrycznych, zamieniających go w popiół. I w tym jednak procesie palenia uniknięto wytwarzania dymu przez zastosowanie wchłaniaczów sadzy i gazów. Tak samo udoskonalony system kanalizacji oswobadzał domy z nieczystości i śmieci, automatycznie dzielił je na części stałe i płynne, odkażał lub palił, wytwarzając nawozy sztuczne, choć pod tym względem azot, otrzymywany z powietrza na ogromną skalę, czynił zadość potrzebom rolnictwa.
Jeżeli wszakże z jednej strony elektryczność spełniała funkcje tak rozliczne w mieście nowoczesnem, to z drugiej — przestała być w każdym razie jedynem źródłem światła.
Wyręczały ją pod tym względem promienie słoneczne, chwytane w odpowiednio urządzone przewodniki, rozprowadzone po kuli ziemskiej tak, że gdy na jednej połowie ziemi panowała noc, to światło dzienne spływało na nią z drugiej półkuli, tryskając ożywczemi promieniami ze szczytów latarni ulicznych lub lamp pokojowych, regulowane co do natężenia przez barwne filtry kryształowe. Zakłady zaś, chwytające promienie słoneczne, budowano na szczytach górskich, aby dać konsumentom czyste światło górskie, obfitujące
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.