przedstawiający rzekome to niebezpieczeństwo, a wykonany ręką zarozumiałego monarchy.
I echo tego śmiechu z przed dwustu prawie lat przylgnęło narazie do Znicza. Altruizm, podsycany przez błogie uczucie dobrobytu, po tylu wiekach krwawych wojen i niedostatku nie mógł darować temu „nacjonaliście“ nowego typu zakłócenia beztroski Europy.
Lecz Znicz nie dał się zbić z tropu. Musiały wkońcu przemówić dokumenty, które zebrał, a których wciąż mu przybywało, znalazł bowiem jednostki również zastanawiające się nad niebezpiecznem zjawiskiem i badające je w cichości z zamiłowaniem szperaczów, ale — jak się często zdarza — zbyt bojaźliwe, wobec groźnych wpływów, które odczuwały i do których źródła dotarły, aby zebrane materjały przedstawić bezpośrednio ogółowi.
Zasilany przez nie, Znicz mógł zadawać razy coraz skuteczniejsze zbijającym jego argumenty przeciwnikom, mógł druzgotać ich altruizm i optymizm.
Walka jednak była ciężka, gdyż wciąż jeszcze odgrywał w niej rolę i ten wzgląd, że Europa, zwłaszcza zachodnia, przywykła niedowierzać ostrzeżeniom, płynącym z Polski, choć tyle już razy na własnej skórze odczuła skutki tego niedowiarstwa. Im dalej na zachód, z tem większą obojętnością przyjmowano już od wieków te głosy ostrzegawcze narodu, który wzrokiem i słuchem,
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.