dzienników, unikających zwykle wszelkich spraw politycznych, aby zadosyćuczynić pożądaniu kwietyzmu ze strony czytelników, posypały się ukryte strzały pod adresem propagatora nowej walki — Znicz odczuł już zupełnie wyraźnie działanie wpływów, usiłujących za wszelką cenę zbagatelizować jego agitację.
Ale i te knowania przyczyniły się tylko do umocnienia w nim poczucia słuszności, i oto pewnego dnia wystąpił znów przed parlamentem wersalskim, ale tym razem już z nagłym wnioskiem konkretnym, żądając zupełnego zamknięcia sfederowanej Europy przed najściem Azjatów, a nawet usunięcia z jej granic tych, którzy ostatniemi czasy napłynęli zbyt gromadnie pod różnemi pozorami.
Oczywiście, znów powstała ogromna wrzawa śród pacyfistów i altruistów, a rozważny parlament Europy, pojmując całą doniosłość wniosku posła warszawskiego, odesłał go do komisji dla bliższego zbadania, odrzucając jego nagłość.
I tem niezrażony Znicz czekał cierpliwie, pewny swego, choć coraz częściej otrzymywał różnemi drogami najpierw rady i ostrzeżenia rzekomo przyjacielskie, a następnie wprost już groźby.
Cierpliwość ta wszakże nie była wystawiona na zbyt długą próbę, albowiem na parę zaledwie dni przed obchodem „Cudu nad Wisłą“ ajenci posła dostarczyli mu ów dokument niezmiernie ważny, o którym wspomnieliśmy w pierwszym rozdziale,
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.