— Ślady są wszędzie. I na ścianach, i na pułapie, i na podłodze. Dziś przecież wiadomo, że nawet cień pozostawia ślady, uchwytne dla ultraczułych płyt fotograficznych, a ślady nóg na podłodze możnaby z łatwością odfotografować nawet aparatami dawniejszemi. I gdyby przestępcy byli boso, to wystarczyłyby dawniejsze metody daktyloskopijne dla ich odszukania. Jednak przestępcy, zwłaszcza tacy, jak ci, którzy tu wczoraj gościli, są zbyt przebiegli, aby „pracować“ gołemi rękoma lub boso, że zaś zdołali otworzyć sztuczne zamki przy drzwiach waszego mieszkania, to także wskutek braku przyrządów strażniczych, o których wspomniałem, a które dziś mieć będziecie. Bo co do samego zamku, to jak wiecie, niema zamku dla złodzieja. Nie o to jednak chodzi. Jestem pewien, że wywiadowcy nasi zdołaliby odkryć bandę, która tu wtargnęła. Czy jednak pośpiech taki byłby celowy? Małżonek pani stwierdził, że nic mu nie skradziono. I dokumenty swoje znalazł w całości. Nieproszeni więc goście musieli tu przybyć albo dla przejrzenia tylko i odfotografowania dokumentów, które ich obchodziły, albo też szukali czego innego i nie znaleźli. Które z tych przypuszczeń jest słuszne i czy dopięli zamierzonego celu, na to odpowie nam rozmowa, utrwalona na taśmie fonograficznej. Sądzę więc, że lepiej poczekać do chwili jej odcyfrowania. Tu może chodzić o sprawę polityczną wielkiej wagi.
Naczelnik policji skończył i powstał z miejsca.
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.