Słowem zebrała się tu cała Europa i, korzystając z chwili wolnej przed posiedzeniem, gwarzyła o wszystkiem i o wszystkich lub posilała się w obszernych, widnych salach jadalnych.
Posiedzenie rozpoczynało się o godzinie 13-ej, aby przedstawiciele najdalszych krańców Europy mogli na nie zdążyć, co było łatwe do uskutecznienia wobec szybkości samolotów, wynoszącej średnio 600 kilometrów na godzinę. I koniec posiedzenia był ściśle oznaczony. Gdy mianowicie wskazówka zegara stawała na godzinie 17-ej, dzwonek prezesa parlamentu przerywał wszelkie obrady.
Codzienna w czasie sesji praca czterogodzinna wystarczała do załatwienie najżywotniejszych wspólnych spraw Europy. Jakże bowiem różnił się ten parlament nowoczesny od gadatliwych, pełnych próżności partyjnej i marnujących czas parlamentów t. zw. demokratycznych!
Wiek praktyczności i tu wycisnął swoje piętno. Pojęto nareszcie, że jednym z najważniejszych hamulców, tamujących działalność dawnych rządów, była marnotrawcza przewlekłość rozpraw parlamentarnych, owe rozstrzyganie najdonioślejszych spraw na podstawie klucza partyjnego, bez względu na szkody, jakie stąd wynikały dla nieszczęśliwych, niby wolnych, „demokratycznych“ społeczeństw. Jeden rząd obalał drugi poto tylko, aby usunąć go od władzy, zniweczyć lub zneutralizować poczynania jego najczęściej nie ze względu na dobro ogółu, lecz własnego stronnictwa.
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.