zasiadł obok niego. — Oto przekład słów utrwalonych:
...„Dobrze sprawił się Tuan... Zamków jakby nie było... A teraz do roboty... Siadaj Ju... Czandu rozkazuje ci, śpij!...
W tem miejscu profesor przerwał i, spoglądając z ponad papieru trzymanego w ręce na Znicza, rzekł:
— Nie rozumiem, skąd wziął się tu ten wyraz, bo Czandu oznacza fajkę do palenia opjum: „Czandu rozkazuje ci, śpij“! — nie rozumiem.
— Czytaj, czytaj dalej, profesorze — odparł Znicz gorączkowo, a oczy jego błysnęły uśmiechem zagadkowym. — O tym wyrazie pomówimy później.
Orjentalista więc czytał:
...„Czeng, zaczynaj... Śpi?... Czy widzisz, Ju?...
Widzę... Gdzie? Tu. Otwórz...
Profesor znów przerwał.
— Taśma — rzekł — notuje w tem miejscu przeciągły szelest i lekki klekot...
Znicz pobladł.
— Odkryli skrytkę! — szepnął przez zaciśnięte zęby.
Lekkie: Ach! wyrwało się z ust profesorowi.
...„Ten warto sfotografować... Ten także... Prędko... Już...“
— Znów szelest, jakby przewracanych papierów — bąknął profesor, nie odrywając oczu od arkusza, i czytał dalej:
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.