się na płycie fotochemicznej postać rozłączającego, a my czuwamy.
Pani Ira spytała męża o nowiny z Wersalu i potoczyła się rozmowa o sprawach bieżących. Dopiero gdy poznikały ze stołu nakrycia i popijano już tylko aromatyczną herbatę, poruszyła sprawę, która nie dawała jej spokoju przez dzień cały.
— Cóż wyczytaliście na taśmie? — spytała męża głosem zdławionym przez wzruszenie.
Słysząc to pytanie, Ela przysunęła się do matki, jakby szukając jej opieki, wiedziała już bowiem o zajściach nocy ubiegłej.
I zetknęły się bujnemi włosami obie piękne główki, matki i córki. Różnicę wieku pomiędzy niemi wskazywały u jednej pełniejsze kształty i powaga, u drugiej — wdzięk rozkwitającego dopiero życia.
Rozszerzone ciekawością źrenice zwróciły się ku Zniczowi.
Doktór Chwostek chwytał wyrazy z warg rozmawiających. Dotychczas milczał. Nagle spytał głuchym głosem:
— Taśma?
Przypomniało to Zniczowi, że przyjaciel jego nie wie jeszcze o jej pochodzeniu.
Zwrócił się więc ku starcowi i opowiedział znane reszcie obecnych zajście.
W głęboko osadzonych oczach Chwostka znać było wzrastające zaciekawienie.
— A oto — mówił dalej Znicz, wydobywszy
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.