zaś Ela stała się podobna raczej do marmurowego posągu, niż do istoty żywej.
Jeden tylko dr. Chwostek, wyczytawszy z warg pani Iry wyrazy tajemnicze, nie zwrócił się wcale ku drzwiom, do których siedział zwrócony plecami, lecz utkwił olśniony, jakby przez wielkie odkrycie, wzrok ciemnych swych, głęboko osadzonych oczu w twarzy pani Iry. Po chwili, przerwawszy milczenie, szepnął niemal uradowany:
— Nie przypuszczałem, nie przypuszczałem!
A gdy Znicz zerwał się z krzesła, aby podejść do żony, długa, koścista ręka doktora wyciągnęła się przez stół ruchem wolnym, ostrożnym, wysuwając się jak wąż z rękawa, i wreszcie spoczęła lekko na białej ręce, ściskającej kurczowo serwetę.
W tejże chwili pani Ira przechyliła się wtył i przymknęła oczy.
Ela, spoglądająca zdumionym wzrokiem na ruch ręki doktora, krzyknęła lekko na widok omdlenia matki, Znicz zaś rzucił się ku żonie, lecz Parker zagrodził mu drogę wyciągniętą ręką, prosząc szeptem:
— Nie przeszkadzaj, nie przeszkadzaj!
Znicz, powstrzymany silną prawicą naczelnika policji, stał, jak wryty, tymczasem zaś Chwostek, z którego oczu zdawały się sypać iskry, mówił rozkazująco do śpiącej:
— Mów. Czy widzisz, gdzie oni są?...
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.