Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

czas dr. Chwostek do Znicza — ale wobec sytuacji, jaka się wytworzyła, nie miałem chwili do stracenia. Nie przypuszczałem, aby pani była tak wrażliwa. Zrozumiałem, że mam broń w ręku, której użyć należy natychmiast. Azjaci śledzą twe kroki, pośle, za pośrednictwem medjum. I oto znajduję pod ręką w chwili krytycznej medjum wyższe od nich duchowo. Czuję, że zapomocą niego zniweczę dalsze kroki wroga. Przyznasz, iż nie mogłem zwlekać. Resztę widziałeś. I pewien jestem, że ten, któremu kazano was szpiegować, nie podda się już rozkazom współbraci. Ba, jest teraz niewolnikiem pani.
— Jesteś tego pewien, doktorze? — spytał Parker.
— Najzupełniej! — odparł spokojnie starzec, patrząc na wargi mówiącego. — Jeżeli wasze mechaniczne aparaty bezpieczeństwa nie zawiodą, to pod tym względem sparaliżowaliśmy zabiegi Azjatów.
Znicz milczał. Po chwili jednak, nie mogąc widocznie opanować uczucia niepokoju o żonę, trącił lekko doktora.
Starzec spojrzał na niego.
— A Ira? — spytał.
— O niczem wiedzieć nie będzie. Zresztą, ja teraz czuwam nad nią.