Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

pięknych, bujnych włosów, ozdobionych kwiatem rozkwitłym, nie kryła przed słońcem żadna zasłona.
I brzydsza połowa rodu ludzkiego podlegała, pomimo wszystko, kaprysom mody. Radość życia zniosła monotonną szarzyznę barw, tak charakterystyczną w dziewiętnastem i dwudziestem stuleciu. Dziś, w wieku dobrobytu i beztroski, nie unikali mężczyźni barw żywych w ubraniach.
Gdy jednak kapryśna królowa moda kazała przywdziać kobietom strój starorzymski, u mężczyzn, bardziej konserwatywnych pod względem zmian w ubraniu, znać było jeszcze wpływy wielkiej wojny światowej. Uznany wówczas za najpraktyczniejszy krój mundurów wojskowych zaznaczał się jeszcze wyraźnie, choć rozpaczliwa szarzyzna znikła. Brak sztywnego kołnierza i szyja obnażona nie raziły już nikogo.
Barwny zatem, w całem tego słowa znaczeniu, tłum śpieszył chodnikami, by użyć zabaw niedzielnych. Tylko odwieczne granatowe lub szare ubrania żółtolicych Azjatów, tworzyły od czasu do czasu przykre plamy na tem tle tęczowem.
Pani Ira i Ela wracały do domu z nabożeństwa. Nie użyły ani samochodu, ani samolotu z powodu bliskości świątyni, a przytem interesował je zawsze obraz ruchu ulicznego, cząstkę którego same stanowiły.
Ela ujęła matkę pod rękę i, przyciśnięta do niej, gwarzyła wesoło.