— Jak to pan rozumiesz?
— Oto tak: co chwila ten lub ów z urzędników składa pióro, wyjmuje z kieszeni czy szuflady papierosa, przedmuchuje cygarniczkę, nakłada go i zapala, rozmawiając przytem z towarzyszami, a woźny przechadza się od jednego do drugiego, przynosząc szklanki z herbatą, albo zabierając opróżnione. Czy to pana nie razi?
— Bynajmniej. To u nas jest przyjęte.
— W takim razie u was raj w biurach!
— Więc pan chciałeś, aby urzędnik kamieniem przez dziewięć godzin siedział i nie miał prawa zapalić nawet papierosa?
— Najpierw nie dziewięć godzin, bo macie przerwę na śniadanie, a potem, choćby nawet i dziewięć godzin bez przerwy siedzieć przyszło, to ja tę rzecz tak pojmuję: Przyjmując urzędnika, kupuję od niego towar, jaki ma do sprzedania, a towarem tym jest praca jego, od godziny 9-ej zrana do 6-ej wieczorem, przypuśćmy. On mi ten towar sprzedaje dobrowolnie, a ja zań
Strona:Stefan Barszczewski - Obrazki amerykańskie.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.