dząc w stanie duchownym na ziemi amerykańskiej kąsek nie do pogardzenia, pokończyli seminarja amerykańskie i zostali księżmi jedynie dla zarobku. Jeżeli dodamy, że rząd amerykański wcale się sprawami Kościoła nie opiekuje i że biskupi tamtejsi, bez wyjątku niemieckiego lub irlandzkiego pochodzenia, ani potrzeb, ani ducha wychodźtwa polskiego nie znając, ulegają niejednokrotnie w sprawach, tyczących się parafji polskich, podszeptom ludzi złych a sprytnych — to musimy przyznać, że pomimo usiłowań i pracy kapłanów zacnych, w środowisku takiem ferment ciągły i niezdrowy istnieć musi.
Nieporozumienia, kłótnie, skargi do biskupów, konkurencja o parafje bogatsze, intrygi — wywierają zgubny wpływ na wychodźców. Stosunek duchowieństwa do parafjan jest także często rażący, tu jednak dla usprawiedliwienia duchowieństwa zaznaczyć należy, że i wśród parafjan tamtejszych nie brak ludzi ducha niespokojnego, ludzi, którym stosunki amerykańskie zupełnie w głowach poprzewracały.
Strona:Stefan Barszczewski - Polacy w Ameryce.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.