Strona:Stefan Barszczewski - Polacy w Ameryce.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

ma szkoły i bibljoteki bezpłatne, ma kluby i stowarzyszenia najrozmaitsze dla samouków. Ma łatwość znalezienia pracy, widzi dobrobyt, czuje swobodę osobistą. Wszystko to razem wzięte imponuje mu, wszystko to pociąga, a zarazem oddala od rodziców, w których widzi ludzi, jakby z innego świata: potulnych, oszczędnych niemal do skąpstwa, nieokrzesanych, ubierających się niezgrabnie, nie posiadających żadnych pragnień, zmuszonych z powodu nieznajomości języka do przyjmowania jakichbądź warunków pracy, wymagających od swych dzieci jakichś szczególnych względów, choć sami są ciemni, niewykształceni, dziwnie archaiczni w tem społeczeństwie nawskroś nowoczesnem.
Prostym wynikiem takiego stosunku, takich zapatrywań odmiennych, jest lekceważenie starszego pokolenia przez młodsze, lekceważenie, dochodzące nieraz do pogardy.
Istnieją co prawda i w tej regule wyjątki. Mógłbym wyliczyć sporą wiązankę nazwisk potomków wychodźców polskich, mówiących biegle po polsku, nie za-